Na Krzemionkach, tam gdzie wznosi się kopiec Krakusa, jest też wzgórze nazywane „Na Zbóju”. Ta dziwna nazwa, kryjąca w sobie coś tajemniczego i groźnego, wzięła się stąd, że zawsze było tu pełno przeróżnych rozbójników. Wiódł bowiem tędy szlak handlowy z Węgier do Krakowa. Bogaci kupcy wozili w obie strony cenne towary, które często padały łupem rabusiów, przyczajonych na wzgórzu. Stała tu ponura karczma, w której zbójcy zbierali się, jedli, pili i niecnie się zabawiali. Żyła w tej okolicy piękna księżniczka. Miała wspaniały dwór, piękne ogrody, liczną służbę, szkatuły pełne klejnotów, naczynia ze szczerego złota. Jednym słowem wszystko miała najlepsze — oprócz… serca. Bo serce miała złe i przewrotne. Mało jej było własnych skarbów. Wszystko, co w pocie czoła zarobili okoliczni chłopi, zabierała bezwzględna i chciwa księżniczka — potrafiła odebrać ostatni grosz. I choć życie upływało jej w dostatku, nie mogło przecież trwać wiecznie. Pewnej nocy niebo pokryło się czarnymi chmurami, zagrzmiały pioruny i rozszalała się burza. W taką pełną grozy noc zmarła nagle zła księżniczka.
Wkrótce też zaczęły rozchodzić się wśród ludu dziwne wieści, że w opusto-szałym dworze złej księżniczki straszy i dziwne jakieś rzeczy się dzieją. Zburzono więc dwór, a na jego miejscu postawiono mały kościółek. Nic to jednak nie pomogło. Każdej nocy słychać było w kościółku jakieś jęki, płacze, szlochy. Niektórzy nawet widzieli tajemniczą Czarną Damę, snującą się nocami po okolicy. Gdy dowiedział się o tym mieszkający w pobliżu pustelnik, przyszedł pewnej nocy pod kościółek i spotkał Czarną Damę, która powiedziała mu:
— Jestem księżniczką, miałam tu piękny dwór, żyłam bogato. Zostałam jednak przeklęta, bo miałam złe serce, serce z kamienia i teraz, po śmierci, cierpię niewypowiedziane męki. Moje cierpienia skończą się dopiero wówczas, gdy znajdzie się człowiek, który przez rok i sześć niedziel potrafi każdego dnia przetrwonić – ale sam jeden, bez niczyjej pomocy – po sto srebrnych talarów. Pomóż mi, ojcze pustelniku, bo inaczej cierpieć będę bez końca.
Ulitował się pustelnik nad Czarną Damą i postanowił jej pomóc. Właśnie wrócił z wojny pewien dzielny wiarus, samotny i biedny. I jego to poprosił pustelnik, aby ulżył cierpieniom Czarnej Damy. Wiarus zgodził się i odtąd codziennie spod progu kościółka zabierał kolejną sakiewkę zawierającą sto srebrnych talarów. Ucztował w najlepszych gospodach, pijał najdroższe wina, jadał pasztety z języków słowiczych, drogie owoce z najdalszych krajów i najróżniejsze inne smakołyki. Tak przetrwał cały długi rok i sześć niedziel w smutku wielkim, bo nie cieszy biesiada w samotności, bez przyjaciół. Ostatniego dnia, po sutej wieczerzy, wracał do domu zadowolony i wielce szczęśliwy, że jutro już będzie wolny. I wówczas napotkał na moście na Wiśle straszliwie wynędzniałego, starego, skulonego od zimnego wiatru żebraka w łachmanach. Zal mu się zrobiło nędzarza, znalazł w kieszeni ostatni grosik i dał go biedakowi. Był to jednak sam diabeł-kusiciel. W tej chwili zawył wicher, zakręcił się, porwał wiarusa i poniósł go tak daleko, że do dzisiejszego dnia nie wrócił na Krzemionki. A księżniczka – Czarna Dama – dalej nocami pokutuje na Krzemionkach „Na Zbóju” i czeka na swojego kolejnego wybawcę.